(Go: >> BACK << -|- >> HOME <<)

Pielęgniarka Polska Rok VIII. Maj-Czerwiec 1936 N r 12 . s. 217-226.

Hanna Chrzanowska

Miłosierdzie Skargi

Skarga PPolDobiegamy do kresu roku, który we wspaniałych uroczystościach, wielu akademiach i w licznych publikacjach uczcił jednego z największych Polaków, księdza Piotra Skargę, obchodząc czterechsetlecie jego narodzin.

Z całym społeczeństwem wielbimy w Skardze nauczyciela narodu i państwa, strażnika władzy królewskiej, jedności wyznaniowej, obrońcę uciśnionych, krzewiciela kultury na kresach, znakomitego kaznodzieję, pisarza i stylistę. Czcimy w nim również organizatora instytucyj społecznych i dobroczynnych, które zajmowały w jego rozległej działalności miejsce, jeśli nie naczelne, to i nie poślednie. Sądzę, że rzeczą nie tylko zajmującą, pożyteczną, ale wprost dla nas, pielęgniarek — krzepiącą będzie poznanie tych czynów Skargi, które sprawiają, że pielęgniarki mają do czci dla niego szczególny powód i prawo.

Myśl i czyn miłosierny przewijają się przez całe życie Skargi. Gdziekolwiek przebywa: we Lwowie, w Wilnie, Krakowie czy Warszawie, tam nie tylko zachęca do miłosiernych uczynków, ale i sam je pełni. Już w zaraniu swej działalności kaznodziejskiej, we Lwowie, chodzi do szpitala, gdzie własnoręcznie pielęgnuje i opatruje chorych, odwiedza więzienia i skazańcom towarzyszy nawet na rusztowanie. W Wilnie z jego to inicjatywy powstają zaczątki bractw, które potem rozkwitnąć miały w Krakowie.[1]

Pod organizacje dobroczynne i społeczne położył Skarga kamień węgielny myśli i uczuć, które wyraził w trzech Kazaniach o Miłosierdziu, wygłoszonych w Krakowie, w kościele św. Barbary. Nie będziemy ich tu streszczać, nasunęłoby to zbyt wiele zagadnień z dziedziny zarówno religijnej, jak i społecznej, przekraczających nasze zamierzenia; wyjmiemy z nich jedynie myśli dla nas tu najważniejsze.

Co to jest miłosierdzie, ta cnota, bez której wiara jest „jako drzewo bez owocu, nadzieja — jako najemnik bez roboty, miłość — jako matka bez dzieci, modlitwa — jako ptaki bez skrzydeł? “ Miłosierdzie jest to „serdeczne i rozumne wzruszenie i użalenie nad nędzą ludzką abo z wolą samą, abo z uczynkiem do poratowania gotowe i zaraz dzielne".

Czyli że już samo w s p ó ł c z u c i e posiada swoją moralną wartość, pod warunkiem, że będzie głębokie i szukające czynnej pomocy „czym możem... abo językiem w pocieszeniu i poradzeniu, abo modlitwą do Pana Boga, abo przyczyną do Ludzi innych możniejszych". Nadanie „pocieszaniu językiem" prawdziwej moralnej wartości, czyż to nie pocieszenie pielęgniarek? Ileż razy praca nasza wobec nędzy, ciasnoty, bezrobocia, braku miejsca w szpitalu ograniczyć się musi niemal tylko do mówienia, co nam już nieraz brzydnie, wydaje się niepotrzebne, bezcelowe, co nieraz przejmuje nas wstydem wobec tych ludzi, którzy nas jednak przyjmują tak często ze zdumiewającą nie tylko gościnnością, ale serdecznością, a nawet — wdzięcznością. Otóż ta wdzięczność jest bodaj najlepszym sprawdzianem wartości moralnej czystego współczucia, podobnie, jak jej sprawdzianem jest budzące się w nas czasem po takiej rozmowie zadowolenie, jakbyśmy naprawdę czegoś dokonały... A więc tak: dokonałyśmy istotnie czegoś konkretnego, uczuwszy i okazawszy samo współczucie, ale pod warunkiem, że nie ograniczymy się na nim tam, gdzie mamy możność dania czegoś więcej. Bo „nie jest miłosierdzie, gdy tylo sama jest żałość i wola bez uczynku i pomocy", gdy ta pomoc jest możliwa, a wtedy dawać ją trzeba jak najprędzej, bez odwłoki.

Im człowiek wyżej postawiony w światowej hierarchii, tym ma większe obowiązki wobec ubogich, „napierwszą powinnością" władz „jest ludziom dobrze czynić, bronić, żywić i pokój ich i dobre mienie rozmnażać i nędze ich oddalać". Obowiązek zajęcia się opieką nad ubogimi przypada „pierwej

Biskupom i Kapitułom i Plebanom, potem Królom i panom i urzędom świeckim. I gdy tego nie czynią, srogi za to niedbalstwo i opuszczenie ubogich sąd Boży poniosą".

Lecz Skarga nie kładzie tego obowiązku Wyłącznie na barki władz: „jednak tym się nikt nie wymówi, aby czynić jałmużny na ubogie, na których wielki niedostatek patrzy, nie miał". Obowiązek miłosierdzia Skarga zaleca wszystkim zarówno dla miłości chrześcijańskiej wobec ubogich i nieszczęśliwych, jak i ze względu na olbrzymie dobro, jakie z dawania spływa do duszy samego dającego.

Dając, musimy wiedzieć, jak dawać i komu dawać. „Tak wiele tych mizeryj ludzkich jest, iż nie wiemy częstokroć gdzie pierwej rękę ściągnąć i komu pierwej dać... i nie tak z łaski Bożej na jałmużnach schodzi, jako na porządku i dobrym szafowaniu..." Jałmużników jest wielu, ale nie wielu jest „porządnych i około czynienia jałmużn roztropnych i w wykonaniu dobrego postanowienia wiernych i dzielnych i pilnych".

Skarga dzieli ubogich na trzy kategorie chorych, nazywając je prześlicznie „trzema szpitalami nędz ludzkich". Pierwszy „szpital duchowny, zamykający w sobie „wszytkie grzeszne, schorzałe i znędzniałe na duszy", nas tutaj nie zatrzyma — odsyłamy Czytelników do Kazania o Miłosierdziu wtórego; tam znajdą wzruszający jego opis.

W drugim, w „szpitalu domowym", mieszczą się „wdowy, sieroty, przychodnie i rozmaici ubodzy, rozmaitemi nędzami i przygodami utrapieni i od Pana Boga nawiedzeni, jako ubóstwem, głodem, niemocą, ułomnością członków..., więzieniem..., lichwami i innemi dolegliwościami domowemi. Którzy żebrać się wstydzą, abo nie mogą, po ulicach nie leżą, o nich i o ich nędzy żadki wie, abo nikt nie wie..., których nędze więtsze daleko być mogą i są, niżeli tych co leżą w szpitalach i po ulicach i żebraniną żyją”. I Skarga kreśli obrazki, jakby z dnia dzisiejszego wycięte:

„Wizytuj, a najdziesz taki dom, w którym gospodarz od kilku lat...z łóżka me wstaje, żona potrawiła[2]) wszytko..., sąsiad abo nie wie, abo nie dba, abo nie ma... W drugim domu wszyscy zaraz chorzeją, i mąż i żona, i dzieci, i czeladka. Nie masz kto opatrzać, rozkradną, jeśli co jest, głodem i smrodem zarażeni umierać muszą... Trafisz taki dom, w którym gospodarz wszytkie domowniki ręką swoją żywił. Zachorzał i długo leży bez roboty, zaraz dom wszytek w nędzy i w wielkim niedostatku zostaje. I zali tam nie ciężej niżli w szpitalu?... Najdziesz taki dom, w którym rzemieśniczek to, co dziś zarobi, dziś strawi z żoną i z dziećmi. Trafi mu się rana, abo ułomność na ręku, abo się sam obrazi, abo spadnie z czego, abo rękę złamie, zaraz dom w nędzy zostaje. Dziś nie robi, a jutro nie ma co jeść… Jest jeszcze jedna wielka nędza i częste utrapienie ludzkie, gdy ubodzy... me mają gdzie na czas pożyczyć pieniędzy: a jeśli jest kto pożyczający, tedy darmo bez lichwy i wielkiej a okrutnej... nic nie uczyni".

Trzeci szpital obejmuje ,„żebraków pospolitych". O czym świadczy żebractwo? O tym, że w kraju, gdzie się ta plaga szerzy „nie miłują braciej swojej,, me umieją, abo nie chcą jej opatrzyć". Dla ubogich „w Polsce nie masz tak dostatecznych i porządnych szpitalów...[3]) iżby się wszyscy opatrować mogli, a me żebrali". Nie było w XVI wieku, za czasów Skargi, nie masz i teraz... ’

Skarga uważa wprawdzie, że widok żebraków przynosi patrzącym pewną moralną korzyść, nasuwając im przed oczy nieszczęście i pobudzając do zastanowienia, i dobrych uczynków, bo „prędzej się do miłosierdzia wzruszamy z oka niźli z ucha", ale chodzi mu o żebraków prawdziwie potrzebujących, innym wypowiada walkę i to zarówno w naukach, jak i — zobaczymy to — w czynach. ..Wiele bywa i było około tego u nas mowy, i stanowienia, a jednak do exekucyjej i wykonania nie wszytkim sporo , a przecież nie wolno rozumować, że każda jałmużna jest rzeczą dobrą, bo „fundament porządnego miłosierdzia jest sprawiedliwość" Nie wszyscy proszący są godni wsparcia zarówno pod względem moralnym, jak i materialnym; trzeba więc żebraków dokładnie „przebrakować".

W niedotkniętym klęską bezrobocia wieku, Skarga oczywiście zakazuje stanowczo dawać wsparcia „próżnującym", bo „chleba nie godzien, który go, mając zdrowe członki", nie zarobi. „Widzę żebraka zdrowego, nie tak starego ani tak schorzałego, żeby się jaką posługą zabawić nie mógł: a czemu mam grzechu jego uczestnikiem być, i lenistwo jego mnożyć i chlebem go godnych ubogich karmić"? „Gdy im zasmakuje ta żebranina, giną na duszy". Jakże tragicznie dźwięczy ta święta prawda dziś, gdy wskutek bezrobocia inne kryteria muszą wchodzić w rachubę przy dawaniu wsparć i gdy niebezpieczeństwo nędzy moralnej, wypływające z dawania zasiłku za — nie pracowanie, schodzić musi na drugi plan wobec nędzy materialnej bezrobotnych! Dziś niestety nie są aktualne słowa Skargi: „niechaj nie je...gdy robić nie chce: głód go do roboty przypędzi”. Żywym pozostaje tylko następne zdanie: „wstyd i patrzyć, jako się ultajstwo mnoży i ludzie się psują...”

W jakiż sposób Skarga, wstrząsnąwszy, jak on tylko jeden potrafił, słuchaczów obrazami nędzy, zabrał się do „wykonania exekycyjej“ miłosierdzia? Opisy tych organizacji znajdujemy we własnych dziełach Skargi; są to: dwie Do Bractwa Miłosierdzia i św. Łazarza ku spólnej miłości i czynieniu miłosiernych uczynków pobudki, Powinności Bractwa Miłosierdzia w Krakowie, O Komorze Potrzebnych, którą zwą Mons Pietatis, Skrzynka św. Mikołaja oraz Bractwo św. Łazarza.

Bractwo Miłosierdzia

Zdarzyło się, że do kruchty kościoła św. Barbary w Krakowie przybiegła Magdalena Walenta, żona stolarza, i opowiedziała z płaczem o nędzy swej rodziny, o chorym mężu i trojgu dzieciach. Wówczas to właśnie Skarga, mając naoczny przykład nędzy, wygłosił kazanie, zachęcając do zawiązania na wzór konfraternii włoskich, bractwa, mającego za cel opiekowanie się „domowym szpitalem” i „domowymi mizeryjami”, „które są więtsze i pierwsze, niżeli żebracze pospolite”. Na tej zasadzie powstało w Krakowie, w r. 1584 Bractwo Miłosierdzia Bogarodzicy. Bractwo składa się z mężczyzn i kobiet dobrej woli, którzy mają między siebie ściśle rozdzielone funkcje tak, by jedna osoba drugiej w drogę nie wchodziła. Czyn miłosierny Skargi bowiem opiera się na ścisłej, obmyślonej organizacji i nie ma w nim nic mętności, nic nieładu, którym częstokroć grzeszą różne — acz nie wszystkie! — dobroczynne instytucje naszych czasów.

Członków Bractwa, złączonych wspólnymi modlitwami i praktykami religijnymi, obowiązuje składka do skrzynki brackiej dwojaka: jedna, tygodniowa, w dowolnej wysokości, druga — „też dobrowolna, gdy komu Pan Bóg da serce do miłosierdzia goręcsze, abo gdy mu się na czym od Pana Boga poszczęści”. Co za wniknięcie w dusze: członek Bractwa nie może poprzestać na tej pierwszej, stałej składce, pamięć o biednych nurtują ciągle myśli o drugiej i każdy uśmiech losu ożywia je i pobudza do czynu!

Mężczyźni, należący do Bractwa, zbierają się, wedle możności, raz na tydzień na „schadzkach”, t. j. posiedzeniach, zaś obowiązkowo raz na miesiąc. „Co tydzień dwa bracia z Bractwa do jednego szpitala w Krakowie, i do więzienia iść mają, nawiedzając ubogie i więźnie, przynosząc im naznaczoną jałmużnę” — to samo mogą czynić i „białegłowy, ale nie z powinności, ani wszytkie, jedno które chcą a mogą”. Jeżeli trzeba, tedy bracia zbierają jałmużny u wrót kościoła, lub „u osób, gdzieby była nadzieja pomocy”.

Zdając sobie sprawę z tego, że „im... rzeczy więtsze... tym też więtszego dozoru i pilności potrzebują”, Bractwo obiera sobie na rok „jakoby za głowę, fundament i filar” t. zw. protektora, który służy radą i pomocą, a także jest „wzorem a przykładem do miłości Boga i bliźniego”. Prócz niego, bractwem opiekuje się „ojciec duchowny".

Ściślejsze obowiązki sprawuje t. zw. „starszy". Pełni on dozór zarządu, urzędników, zwołuje i prowadzi „schadzki", podaje członkom zmiany i ulepszenia i czuwa nad wykonaniem uchwał, przy czym nie wolno mu nic czynić „bez dozwolenia Braciej abo urzędników Bractwa... zwłaszcza około wydania jałmużny". Zaś nad jej wydawaniem musi się dobrze zastanowić, nie wolno mu być „do wierzenia prędkim", musi rozważyć „kondycyją, lata, potrzebę każdego". Jednych zgłaszających się odsyła do pisarza brackiego do zapisania na „rejestr na wizytacyją", innym wyrabia miejsce w szpitalu, zważając przy tym, aby skrzynka zbytnio się nie opróżniała i starczyła wtedy, gdy się nadarzy naprawdę konieczny wydatek. Wszystkie te powinności określone są z wielką precyzją i znajomością rzeczy. Podobnie obowiązki „radnych" i „pisarza brackiego“, który spisuje „rejestra" członków, wpływów tygodniowych, wydatków, prowadzi archiwa. Do pisarza też należy rozmowa wstępna ze zgłaszającymi się ubogimi, których segreguje, wybierając tych, u których ma być zrobiona „wizytacyja", jak dziś powiemy — wywiad, czy też odwiedziny domowe. Przydziału tego dokonuje z zastanowieniem, w razie wątpliwości odnosząc się do Starszego, lub do dwu radnych. „Nie ma dawać na wizytacyją wielu zaraz na jeden tydzień".

„Gdy się pokaże z pisarskiego pisania, kogo i gdzie wizytować" należy, wówczas do ubogiego idą wizytatorzy, po dwóch, którzy obchód swój po domach zaczynają od modlitwy w kościele, czego omieszkać im nie wolno, zwłaszcza, że „w Krakowie z łaski Bożej częste i gęste są kościoły". Funkcja wizytatorów jest bardzo ważna: dobra sława Bractwa, skierowanie jałmużny, a więc nie pokrzywdzenie „dobrych i prawych ubogich" kosztem niegodnych — zależy od ich ostrożności i roztropności. Znajdujemy tu cały kwestionariusz, dla braci wizytujących, którzy „przypatrować się mają osobie zo zacz: jakiej kondycyjej, młoda, stara, śrzednia" czy jej obyczaje są dobre, czy ma „chęć do dobrego", czy kto jest prawdziwie „potrzebny", czy nie oszukuje? Dalej — zawód: rzemieślnik? sługa? cechowy? Potem — „jaka nędza, z czego, jako dawno: i jeśliż nadzieja, że ona jałmużna pociechę jaką uczynić może".

Go za szczegółowe wskazówki metodyczne dla pracowników społecznych! Czytajmy dalej. Nie wolno słuchać jakichś szczególnych poleceń, że temu a temu ubogiemu należy się wsparcie i na tym poprzestać; nie, każdy ubogi musi podlegać temu samemu Systemowi, przyjętemu przez Bractwo, aby nie dać się pociągnąć „affektom", t. j. iść tylko za uczuciem, nie kontrolowanym przez rozumną metodę. Oto dalsze wskazówki:

„Pierwej mają odprawować chore, a niźli zdrowe: pierwej te, co dla samego nieszczęścia zubożeli, niźli te, którzy sami przyczynę dali. Pierwej te, co mają siła dzieci niźli te, co nie mają, abo mniej mają. Pierwej te, którzy dobrze żyli, niźli te, co źle. Pierwej te, co sami jałmużnę czynili gdy z czego mieli, niźli te, którzy nie czynili. Pierwej te, którzy będąc w nędzy do grzechu się jakiego skłaniają, niźli te, którzy są w samej cielesnej nędzy".

Skarga wymaga więc od swoich pracowników pewnego rodzaju diagnozy społecznej i indywidualnego traktowania ubogich.

Pieniądze roznosi szafarz, który musi być „dobry i baczny". Zanim doręczy wsparcie ubogiemu, zwraca się doń z pociechą, zaczynającą się od słów: „Najmilszy Bracie abo Siostro, Bractwo Miłosierdzia nawiedza cię w Panu Bogu i cieszy nędzę twoją, chcąc z tobą płaczącym płakać". Szafarz może wstrzymać datek, jeżeli ubogi wyda mu się „niesposobny, a jałmużny nie barzo godny", ale sprawa taka musi wtedy być przedyskutowana z innymi członkami Bractwa.

Bractwa, nie ograniczają, się do dawania jałmużny. Na schadzkach członkowie jego, omawiając sprawy bieżące, znajdują różnorodną „uciechę duszną", bo przecież „łaknące karmią, pragnące poją, nagie przyodziewają, więźnie nie tylko nawiedzają, ale ile być może, wedle ciała i dusze ratują, tego na żywność zakładają, owemu do zdrowia ile być może dopomagają, abo przynajmniej o zdrowie duszne się starają i inszych rzeczy wiele dobrych i pobożnych czynią". Radość ze spełnionego obowiązku nadaje miłosierdziu Skargi szczególny ton: szafarz, zdający sprawę ze swej działalności nie tylko mówi, „jaka się exekucyja stała", ale „i co za pociechę odniósł z poratowania nędzy ludzkiej, aby się ją wszyscy Bracia ucieszyli". Radość ta płynie nie tylko z wiary, że służąc ubogiemu i nieszczęśliwemu służy się samemu Bogu, ale i z wdzięczności za samo powołanie do służby „nędznym i strapionym”.

Jak wszędzie, tak i dla sprawozdań wizytatorów na schadzkach opracowana jest metoda. „Wizytatorowie bawić się nie mają długimi słowy", ale mówią po prostu: „Ta osoba, szlachcic, mieszczanin, abo przychodzień, kupiec, rzemieślnik, robotnik, mężczyzna abo białogłowa, jest katolik, osoba stateczna...etc. Upadł przez ogień, długi, niemoc, przygodę, przez człowieka złego, abo prze ciężkie łata, etc., zachowania dobrego, ma zalecenie od ludzi dobre. Nie pijanica, nie kostera, nie hultaj, nie bawi się rzeczami nieprzystojnemi: godzien jałmużny, ratować go złotych, etc., mianując wiele dać".

I — admonicja wiecznie aktualna: „A mają porządnie jeden po drugim powiadać, nie wrywając się jeden drugiemu w rzecz".

Jedno jeszcze w zaleceniach dla schadzek zasługuje na szczególną uwagę: poszanowanie człowieka. Każdemu bratu wolno, po sprawozdaniu wizytatora wypowiedzieć swoje zdanie: „wszakże z „ochylaniem[4] sławy dobrej onej osoby, aby sie nic nie lżyła". Schadzki nie mogą zmieniać się w plotki pełne sensacyj. Jeśli który z braci wie o ubogim coś złego czego przy sobie zachować nie może, nie wolno mu tego rozgłaszać na posiedzeniu, ale ma to tylko „do Starszego, abo do ojca duchownego tajemnie do ucha przynieść". A tego, co się mówi publicznie na schadzkach nie wolno „Wynosić ani powiadać drugim". Czyli że bracia nie są sztywnymi urzędnikami, rozstrzygającymi tylko przypadki społeczne, ale przyjaciółmi, szanującymi tajemnicę rodzin, nie czyniącymi z niej własności publicznej.

Wizytatorowie nie ograniczają się do jednorazowych odwiedzin, ale u rodzin, które dostają nie zasiłek jednorazowy, lecz korzystają z niego dłużej, bywają co kwartał, aby móc zreferować na schadzce, czy trzeba zwiększyć, ująć, czy cofnąć zasiłek, by jałmużna „miasto pociechy, przyczyną do zgorszenia nie była".

Skrzynka św. Mikołaja

„Wizytuj, najdziesz dom taki, w którym zostaje wdowa z parą abo ze dwiema dorosłych urodziwych córek, nie masz ich czym odziać, nie masz czym karmić, robota panienek niedostateczna. Co myśli matka za ona nędzą wielką? Córki... abo czystość i wstyd przedać, abo głodem umrzeć... Nędza, sromota, głód, do pokus przyczyna: Łacno namówić gdzie już nędza namówiła i dokołatała.

„Znajdziesz takich rodziców, co sami córki swe do złego popychają i zaprzedają, drugich niewinne oczy i uszy wszytkiego się złego napatrzą i nasłuchają..."

„Cóż tu czynić?" Odpowiedź raduje nas, żyjących w XX wieku, wieku zapobiegania, chorobom i nędzy, wieku profilaktyki nie tylko lekarskiej, ale i społecznej. Oto co odpowiada Skarga: „ Z a b i e g a ć t e m u!“ „P. Bóg wzbudzi! niektórych serca do z a b i e g a n i a takiemu ostatniemu nieszczęściu".

„Jest jeszcze przy tym Bractwie skrzynka świętego Mikołaja dla tych osobliwie panienek, które, będąc uczciwie wychowane, z ubóstwa i niedostatku posagów przychodzą w niebezpieczeństwo..."

Na to zapobieganie nierządowi posiada więc Bractwo osobne fundusze i osobny regulamin, przewidujący pomoc materialną i moralną zagrożonym dziewczętom. Pomocy tej udziela się natychmiast, gdy tego potrzeba. Takie sytuacje nie cierpią zwłoki, zaradzenie złu nie może więc czekać na cotygodniowe posiedzenie: jeśli się natrafi .na dziewczęta, któreby „takiego opatrzenia potrzebowały", Bractwo „tego dnia to jako napilniej odprawia".

Komora Potrzebnych

Skarga nie ograniczył swej pracy wśród ubogich do samej tylko czystej dobroczynności.

„Między inszemi miłosiernemi uczynkami jest też jeden nam pilnie od Pana Boga zalecony uczynek, pożyczania pieniędzy darmo i bez wszelakiej lichwy ludziom ubogim i potrzebnym... Barzo wiele ludzi, w ostatecznej potrzebie swej, pożyczając pieniędzy u żydów i u niektórych nieuczynnych chrześcijan, przez lichwę do ostatecznej nędzy i ubóstwa przychodzą".

Aby uwolnić ludzi od pożyczania na lichwę, Skarga założył przy Bractwie Miłosierdzia w r. 1586, na wzór włoskich montes pietatis, Komorę Potrzebnych, czyli Bank Pobożny, w którym ubogi mógł otrzymać pożyczkę bez żadnego procentu, a tylko zastawiwszy jakiś fant. Opis Banku znowu zdumiewa jasnością rozkładu, wniknięciem w szczegóły, metodą prac, widać, że pisał go ten, co twierdził, że „każdy dobry uczynek przez porządku swego barzo prędko w ludziach niszczeje". Pożyczać wolno tylko rzeczywiście ubogim, t. j. tym, którzyby „pożywienia i ratunku przystojnego temi pieniędzmi szukali, abo którzyby w lichwach ginęli". Zastawy mają być wykupione do roku. Przed wykupieniem fantu, po raz drugi pożyczyć nie wolno, ograniczona jest również i suma pożyczki. Fanty oceniają „szacunkarze", członkowie Bractwa.

Gdy przyjdzie czas na wykupienie fantów, bracia uprzedzają o tym rodzinę, po czym czekają jeszcze sześć tygodni. Po ich upływie wywieszają w kamienicy Bractwa listę rzeczy do sprzedania: samej sprzedaży członkowie Bractwa bacznie pilnują, a nadwyżkę pożyczki zwracają osobie, która nie wykupiła fantu, lub jej potomkom — dopiero w ich braku suma ta przechodzi na własność Bractwa.

Nie trzeba dodawać, że Bank Pobożny utrzymuje się dzięki funduszom Bractwa, że „nie dla żadnego swego pożytku, ale dla poratowania ubogich pieniędzy pożycza". Dlatego nie można go porównać do dzisiejszego lombardu; idea Komory Potrzebnych zbliżona jest do idei dzisiejszych kas bezprocentowych.

Bractwo św. Łazarza

W 1592 roku założył Skarga, również w Krakowie, Bractwo św. Łazarza, które z czasem połączyło się z Bractwem Miłosierdzia.

Jak wiemy, Skarga był zaciętym przeciwnikiem nieuczciwego żebractwa. Jeśli nie wyprzedził swej epoki i nie wypowiedział tej pladze społecznej walki u korzenia, tak jak to potem uczynił św. Wincenty a Paulo, to dążył przynajmniej do odgraniczenia prawdziwie potrzebujących od wyzyskiwaczy litości ludzkiej.

Powinnością Bractwa św. Łazarza jest znać żebraków w mieście. Jedni mogą zostać przy kościołach, drugich, zwłaszcza tych, co leżą po ulicach, Bractwo kieruje do szpitala, innych leczy w mieszkaniach, innych wspomaga. A wszystkich „niegodnych i fałszywych ubogich" oddaje w ręce władz. Segregacją żebraków zajmują się „inspektorowie abo dozorcy ubogich", z których każdy ma sobie przydzieloną dzielnicę. Wybrawszy potrzebujących i naznaczywszy ich „cechą"[5], przydzielają ich do kościołów. Dzielnicowa grupa ma „wójta", utrzymywanego przez Bractwo, oraz „podwójtów", wybranych z pomiędzy samych żebraków. Wójtowie pilnują, aby się żebracy nie włóczyli po mieście, i odganiają nie naznaczonych „cechą". Każdego nowego nędzarza wójt melduje opiekunowi ubogich, który albo sam, albo za pośrednictwem „kogo roztropnego" wypytuje nowego, z jakiej przyczyny leży na ulicy i albo interweniują u gospodarza, który go wyrzucił, powiedzmy — eksmitował, albo daje mu kartkę do szpitala. A o takich odesłanych do szpitala musi zaraz dowiedzieć się inspektor, aby ich „opatrzył... wedle swojej nauki", t. j. kontynuował nad nimi opiekę. A oto „examen nowych ubogich żebraków".

„1) Jakoć imię i przezwisko? 2) Skądeś? 3) Dawnoś tu? 4) Masz żonę, abo męża, abo dzieci? 5) Masz pana, abo powinne[6], którzy by cię winni żywić, abo syny, abo córki dorosłe? 6) Co za lata masz? 7) Co za chorobę? 8) Skąd ci choroba przyszła? 9) Jakoś do ubóstwa przyszedł i dawno żebrzesz? 10) Zna cię tu kto? 11) Gdzie mieszkasz? 12) Byłeś w którym szpitalu? 13) Robisz co, abo możeszli robić, jeśli umiesz, rzemiesło jakie?"

Bractwo św. Łazarza zajmuje się również stanem zdrowia swoich biednych. Oto wizytator „ma się porozumiewać z medykiem i cyrulikiem Bractwa, aby chorzy do zdrowia przychodzili; także o aptece wiedzieć ma... Ma mieć gotowe u siebie suknie, koszule, koce, prześcieradła, dla chorych...Raz w tydzień nawiedzać ma te ubogie, które Bractwo do szpitalów zaprowadzi...Aby się ubodzy spowiadali i naświętsze Sakramentu przyjmowali i duchową pociechę swoję mieli, ma się o to pilnie starać".

Skarga pozostawił nawet opis jednej „rewizyjej żebraków ubogich", która odbyła się w poniedziałek 16 marca 1592 roku.

O „trzynastej godzinie" członkowie Bractwa przychodzą na umówione miejsce. Przed nimi — „wszyscy obojej płci żebracy... osobno mężczyźni, a osobno białegłowy". Kaznodzieja tłumaczy im, w jakim celu ich wezwano: „aby ubogim Chrystusowym, panom naszym, posługa się stała, żeby mieli wyżywienie swoje, a miłosierdzie ludzkie więtsze ku nim wzrosło, żeby chrześcianie zelżywości i złej sławy u żydów i pogaństwa i korona polska u postronnych złego mniemania nie miała, a porządnie się jałmużny ludzkie obracały". Potem wzywa do odejścia wszystkich, co się czują zdrowi i zdolni do pracy, albo co są tylko chwilowo w Krakowie, a także tych, co udają nędzę lub chorobę — inaczej „karania nie ujdą". I znowu dyskrecja: „...każdego z osobna na stronie pytać mają". Poradziwszy się lekarzy, segregują ubogich.

Nie będziemy tu dawać zarysu historycznego bractw skargowskich. Zaznaczmyż tylko, że do Bractwa Miłosierdzia należał król Zygmunt III, że Bractwo krakowskie rozkwitło wspaniale, a na wzór jego powstały Bractwa w Lublinie, Warszawie, Poznaniu, Pułtusku i w wielu innych miastach. W Warszawie za staraniem Skargi powstał szpital św. Łazarza dla chorych, zebranych po ulicach.

W dzisiejszych czasach stwarzania różnych form i rozgałęzień opieki społecznej, wypracowywania metod i systemów, rzeczą szczególniej cenną i pouczającą jest cofnąć się o trzy przeszło wieki i odnaleźć we wspaniałym dziele miłosierdzia Skargi wiele tych form i metod, które się nam dziś wydają nowymi. Znajdujemy tam nie tylko niezwykłą organizację, świetny rozkład pracy i drobiazgowe jej obmyślenie, ale nade wszystko to, bez czego żadna opieka społeczna, choćby była najlepiej zbudowana, nie wyda pożądanych owoców — rozżarzone miłością serce, wyniesienie opieki nad ubogimi na wyżyny najpierwszej z cnót chrześcijańskich i najpierwszego z zasad chrześcijańskich płynącego obowiązku.

Żegnając się w 1588 roku, na wyjezdnym z Krakowa, z Bractwem, „kochaniem i sercem, weselem swoimi, koroną swoją“. Skarga nazywa swą pracę „niezasłużoną pociechą", wzywając do radości i braci: „Jako się z tego cieszyć nie macie... iż wam boki i grzbiety ubogiego błogosławią i wełną waszą odziewa się ciało jego, iż domy, o których nędzy nikt nie wie, ani się pyta, wołają z radością i łzy chorych z oczu tocząc, mówią: Błogosław ci Pan Bóg domie miłosierdzia, naśladowco Boży, który czynisz dzieło dobroci i opatrzności Jego około nas..."

W siedem łat potem, w r. 1595, napisał Skarga, „zwątlony" starością, swą cudowną przedmowę do Kazań na Niedziele i Święta, wezbraną smutkiem, rozdzierającą, a gdyby nie wiara głęboka — rozpaczliwą. Spoglądając na całokształt swej działalności, na olbrzymią pracę swego życia, na to nieustanne uczenie i zaklinanie Rzeczypospolitej, żali się Bogu, że to wołanie nie pomaga, że „twarda rola strudziła wołu starego, a pracy na niej w dobrym żniwie nie znać... Nie masz dostałych jagód, mało pociechy!" Może choć trochę pociechy miał „zstarzały i zasiwiały" starzec w tym dziele miłosierdzia, które sam nazywał „kochaniem i sercem, weselem, wieńcem i koroną", w którym „skarb niebieskiej nadziei zakopał i zostawił"? Bo ono było „dostałą jagodą" Jego życia.

H. Chrzanowska


[1] M. J. A. Rychcicki: Piotr Skarga i jego wiek, 1868.

[2] Roztrwoniła.

[3] Pod nazwą „szpitala rozumiał tu Skarga ówczesne instytucie, obejmujące nie tylko chorych, ale i ubogich, sieroty i t. d.

[4] Z osłonieniem, z obroną.

[5] Znakiem.

[6] Krewni.

Początek strony